Lubiłem rozmawiać ze swoim ojcem, kiedy wskazówki jego zegara życia nieuchronnie dobiegały kresu. Ojciec
starał się nadrabiać wszelkie zaległości związane z wcześniejszymi latami, kiedy
to piastował odpowiedzialne funkcje społeczne i niewiele miał czasu aby
poświęcać go dwójce własnych dzieci, to znaczy mojej starszej siostrze Ewie i
mnie.
W jednej z ostatnich rozmów ze mną sięgnął do szuflady i wręczył mi
zawiniątko, oznajmiając głosem powagi:
- niewiele już czasu mi pozostało, weź
te pamiątki do siebie i spraw aby po mojej śmierci nie przepadły.
Rozmowa jednak
dalej płynęła wartkim nurtem, aż do późnym godzin nocnych, toteż do własnego
domu oddalonego o parę km wracałem opustoszałymi już ulicami Sopotu. Przez
głowę przelatywały mi żywe wspomnienia ojca z czasów II wojny, jego pobycie w Majdanku,
przymusowych robotach w Niemczech i wczesnych latach odbudowy Polski. Kiedy dotarłem
do własnego domu mocno zmęczony i przygnieciony lawiną wspomnień ojca, myślałem
jedynie o jak najszybszym ułożeniu się do snu.
Przypomniałem sobie jednak o pamiątkach, które mi wręczył. Sięgnąłem
do plecaka i z irchowego zawiniątka wydobyłem zawartość. Było to małe w
ceglanym kolorze pudełeczko, w środku którego spoczywał Krzyż Walecznych. Należał
on do ułana II pułku piechoty, mojego dziadzia Józefa Skutnickiego, który dzielnie
walczył pod dowództwem Śmigłego Rydza w wojnie Polsko Rosyjskiej 1920 roku. Obok krzyża było jeszcze coś. Był to rosyjski
pocisk, który wydobyto z ciała dziadka i dołączono do odznaczenia na oddzielnej
niebieskiej przywieszce.
Boże mój.. pomyślałem, przecież to są prawdziwe relikwie. Kawał zastygłej niczym inkluzja w bursztynie historii człowieka. Dziadzio ponoć w którymś momencie walk przejął dowództwo pułku po zabiciu dowódcy, losy zaś bitwy opisał w książeczce, która istnieje w domowym archiwum.
Boże mój.. pomyślałem, przecież to są prawdziwe relikwie. Kawał zastygłej niczym inkluzja w bursztynie historii człowieka. Dziadzio ponoć w którymś momencie walk przejął dowództwo pułku po zabiciu dowódcy, losy zaś bitwy opisał w książeczce, która istnieje w domowym archiwum.
Nie byłem świadom jednak, że tej nocy jeszcze czekać mnie będzie
wielokroć silniejsze wzruszenie, mocy którego nie byłem w stanie przewidzieć..
Drugim otrzymanym od ojca przedmiotem była kaseta
magnetofonowa z nagraniem pracy serca mojej nieżyjącej mamy, zarejestrowanym
przy pomocy urządzenia o nazwie Holter EKG. Tu mała dygresja.. Gdyby mi ktoś
zadał pytanie, czy będąc na Ziemi spotkałem Anioła, natychmiast odpowiedziałbym,
że owszem, otrzymywałem ten dar nawet wielokrotnie, lecz szczególne w nim miejsce
zajmowała moja własna matka. Była to piękna subtelna kobieta, o niezwykłej
dobroci i ciepłym uśmiechu, który promieniował na cały świat i wszystkich bez
wyjątków. A wcale łatwego żywota nie wiodła i nacierpiała się niemało.
Cały ten materiał umieściłem w prościuteńkim, ale bardzo przyjaznym
programiku o nazwie GoldWave i po
krótkim czasie z końcówki mocy NAD-a i duńskich monitorów, z ciszy nocy, wyłoniło
się niczym uderzenia pierwotnego tam tamu
Gaji , głośne bicie serca istoty najbardziej przeze mnie ukochanej - własnej matki.
Mocny ucisk w gardle, potok łez, ogromne wzruszenie. Jeszcze tej samej nocy, do
rana analizowałem wykresy fal dźwiękowych obszernych fragmentów materiału. Mama
zmarła na serce, arytmia była wyraźnie widoczna na wykresach.
Myślę, że w całej dość bogatej skali doświadczeń z dźwiękami, to doświadczenie, ta sesja, otulona głęboką ciszą nocy, wypełniona niezwykłymi emocjami, była dla
mnie najważniejsza ze wszystkich. Miłość, Bóg, transcendencja, wspomnienia
ukochanej istoty, eksplodowały niczym bomba, pozostawiając w pamięci głęboki i jasny ślad.
Bardzo wzruszający opis, ale jakże pełen Twojej Miłości. Dziękuję Mareczku <3
OdpowiedzUsuńJakże wszystko co piszesz, Marku, jest mi bliskie...
OdpowiedzUsuńWiedzie mnie, podobnymi do Twoich, dróżkami mojego życia.
Moja mama też zmarła na serce. Arytmia. Była Aniołem Dobroci.
A nie było Jej łatwo - sześcioro dzieci...
Wszystko co mam, zawdzięczam skromności, prostocie a niekiedy wręcz ubóstwu - które jest cudowną Bramą Życia.
Cisza i światło a także mrok to moje miłości, opoki.
One są nieodłączną częścią Kosmosu, którego jesteśmy istotami bożymi... Jesteśmy dziećmi transcendencji... Buddyzm zawiera wiele cudownych dróżek także wiodących do Chrystusa. Wiele dróg, wiele religii prowadzi do tego samego Boga... jeŚli tylko potrafimy się wzbić poza sferę PROFANUM...nAJJAŚNIEJSZE ŚWIATEŁKA DLA cIEBIE, mARKU...