Władek przy frezarce lub tokarce, pod czujnym okiem majstra..
Jeszcze jako młody chłopak.
Jeszcze jako młody chłopak.
specjalistą od mosiądzu. Dzieła jego rąk zdobią miasto Sopot w wielu miejscach.
Za młodych lat Władeczek uczęszczał na warsztaty, ucząc się fachu u różnych
wysokiej klasy majstrów pamiętających jeszcze czasy przedwojenne.
Szczególnie jeden mocno utkwił Władziowi w pamięci. Był to już starszy,
niskiego wzrostu pan, który miał krótszą nogę i przez to kulał. Ta przypadłość fizyczna
była powodem wielu drwin jakie doznawał od kolegów Władka. Szczególnie jeden
dawał się majstrowi mocno we znaki. Któregoś dnia na zajęciach głośno się mówiło
o urodzinach matki chłopca od drwin.
Stary majster prowadził w tym dniu zajęcia z kowalstwa, jego ukochanej dziedziny. Chłopaki się przypatrywali, a majster udzielał lekcji. Wziął pręt zbrojeniowy, położył go pod prasę i lekko spłaszczył. Po czym obrócił pręt o 90 st. i ponownie spłaszczył. Następnie podszedł do gilotyny do stali i niezwykle precyzyjnymi, mistrzowskimi cięciami, ponacinał końcówki. Teraz przeniósł pręt na wielkie warsztatowe imadło, a następnie kowadło i po niewielu chwilach, na oczach zadziwionych chłopaków, wyczarował przepiękną różę.
Podszedł z nią do ucznia, który wcześniej z niego drwił i powiedział - weź tę różę i ofiaruj
swojej mamie, dziś są jej urodziny. Powiedz mamie, że wykonałeś ją razem z majstrem
na szkolnych warsztatach..
Z chwilą kiedy usłyszałem tą opowieść od Władeczka, byłem równie zadziwiony
jak chłopaki na owej pamiętnej lekcji. Zapadła mi ona głęboko w sercu.
Pomyślałem, że osoba majstra była mi skądś dobrze znana, nie pamiętałem jednak, czy była to Asztawakra Gita, czy Bhagawad Gita.
*********
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz